niedziela, 31 sierpnia 2014

Wywiad

O moich motywacjach, pracy nad książką, a przede wszystkim o "Gedanii" przeczytać można w świeżutkim jeszcze wywiadzie.  Dziękuję Panu Piotrowi z bloga "Książki sportowe" za zainteresowanie i wsparcie.

"Gedania" znowu w Warszawie

Gedaniści często przed wojną gościli w Warszawie. Piłkarze grali z "Polonią", "Legią", "Warszawianką". Bokserzy walczyli z zespołami "Makabi" i "YMCA" z "C.W.S." czy "Legią", brali udział w rozgrywanych tu bokserskich indywidualnych mistrzostwach Polski. W większości wypadków spotkania drużynowe kończyły się porażkami gdańszczan, ale nie to było ważne. Chodziło o możliwość zaprezentowania się w stolicy własnego kraju, pokazania, że Polacy w Gdańsku istnieją. Takie było też przesłanie uczestnictwa w I Igrzyskach Polaków z Zagranicy i Wolnego Miasta Gdańska w 1934 r., gdzie Polacy z Gdańska wystawili najliczniejszą reprezentację.
W dniu 2 września Polacy z Wolnego Miasta Gdańska znowu pokażą się w Warszawie. Dzięki współpracy z warszawskim Domem Spotkań z Historią na Krakowskim Przedmieściu 32 Muzeum Historyczne Miasta Gdańska pokaże wystawę planszową. To wprawdzie tylko 15 plansz, z których jedna poświęcona będzie "Gedanii".To pierwszy krok, od którego trzeba zacząć przywracanie pamięci. Poniżej zaproszenie na otwarcie, gdzie padnie parę słów wprowadzenia o Polakach z Wolnego Miasta, wymazanych z pamięci Polakach. Zapraszam serdecznie 2 września, na godz. 14, na ul. Karową 20, będzie okazja do spotkania. Plansze postoją na Krakowskim do 1 października.


     

czwartek, 28 sierpnia 2014

Dlaczego palę? - ankieta z 1930 r.

"Gedania" to był klub amatorski, grupujący ludzi, którzy sport uprawiali w czasie wolnym od pracy. Jego oferta był więc bardzo szeroka i skierowana do wszystkich, którzy chcieliby prowadzić zdrowy tryb życia i uprawiać sport nie dla wyniku, ale przyjemności. Jedną z takich akcji, prowadzonych przez klub, była próba zmierzenia się z nałogami: rozpisano ankietę "dlaczego palę lub piję?" Chodziło o szczere postawienie sprawy i pokazanie motywacji ulegania nałogom. Jak można się było spodziewać bardzo niechętnie na ankietę zareagowali czynni sportowcy "Gedanii". Autorzy ankiety wzywali ich do udzielania odpowiedzi bowiem "jeżeli ktoś pali lub pije dla przyjemności i czyni to zarówno w domu, jak w miejscu publicznem, nie uważając tej czynności z ubliżającą godności sportowca - to uważamy, że nie powinien mieć żadnych objekcyj - przed udzieleniem publicznej odpowiedzi". Wśród odważnych znaleźli się kierownik Wydziału Strzeleckiego, Ksawery Tuchołka (czynny też strzelec) i piłkarz "Gedanii" Gerard Tischbein. Oto, do czego się przyznali (pisownia oryginalna):
K. Tuchołka: Zacząłem palić w 14 roku życia. Jak zwykle tak i ze mną było - wzorowanie się na innych. Początkowo paliłem grube cygara [w wieku 14 lat !? - dopisek mój] - podczas fajkę - od 12 lat tylko cygara - po śniadaniu i po obiedzie. Palę li tylko dlatego, że przyzwyczaiłem się do smaku tytoniu, a nie dlatego, że potrzebuję palić. Nieraz umyślnie nie palę 2-3 tygodnie. Uprawiając strzelectwo muszę być zwłaszcza podczas zawodów spokojny, dlatego na kilka dni przed konkursem nie palę wogóle.     Mimo, że gałąź sportu, którą uprawiam toleruje palenie - to jednak wiem z młodych lat, że nikotyna dla sportowca (piłkarza, biegacza, pływaka i.t.d.) jest b. szkodliwa. Czy nie wierzę w możliwość odzwyczajenia się od palenia? Twierdzę stanowczo, że tak, tylko mówiąc szczerze, nie odczuwam do tego potrzeby. Z chwilą jednak, jak powiem że nie palę, to muszę wiedzieć dlaczego. Na palenie wydaję około 100-120 guldenów rocznie [miesięczna pensja w Gdańsku wynosiła w tym czasie ok. 250-300 guldenów - dopisek mój]

Gerard Tischbein
G. Tischbein: Kilkakrotnie zaczynałem palić, jednak nie na długo. Zawsze czułem się niedobrze po wypaleniu kilku papierosów dziennie. Ostatnio w lecie paliłem parę tygodni i zauważyłem, że na zawodach opadałem z sił, z powodu nieczystego oddechu [coś takiego! - dopisek mój]. Dziś nie palę i przypuszczam, że nie będę palić, przynajmniej dopóki gram. Sam na sobie przekonałem się, że tytoń bardzo hamuje rozwój umiejętności sportowca. Uważam, że każdy, kto tylko chce, może bez trudu i specjalnych tragedyj odzwyczaić się palić lub pić".  


sobota, 23 sierpnia 2014

Legitymacja

Po "Gedanistach", czy jak sami pisali "Gedańczykach" pozostało niewiele. Czasami tylko nazwisko zaplątane w jakieś mało ważne (wtedy!) sprawozdanie.  Wtedy zaczyna się poszukiwanie informacji, co to za człowiek, kim był, jaką funkcję pełnił w klubie. Dokładnie takie pytania można postawić w stosunku do Stanisława Lange.  Skąd o nim wiem? W zbiorach muzeum Historycznego Miasta Gdańska zachowało się zdjęcie jego legitymacji klubowej.


Nie wiem o nim prawie nic. W książce adresowej z 1935 r. sprawdziłem, że pod adresem Georgstrasse 16 (a nie 15, jak widnieje na legitymacji) mieszkał rzeczywiście Stanislaus Lange, który był malarzem. Z wcześniejszych wzmianek wiadomo, że dom był w posiadaniu rodziny Lange już na początku wieku. I to wszystko. Pozostał dom, przy dzisiejszej ul. Obrońców Westerplatte w Oliwie. To jedna, duża i piękna kamienica łącząca numery 15 i 16. Popatrzcie sami.




I znowu apel - może ktoś wie coś więcej o malarzu Stanisławie Langem?



wtorek, 19 sierpnia 2014

"Wisło stara, Wisło moja"

Praca nad książką, to tysiące, no może w tym przypadku setki relacji uczestników wydarzeń. To relacje ustne i pisemne, dotyczące mniej lub bardziej istotnych spraw. Każda jest ważna, ale jednocześnie tylko mała część z nich znajdzie swoje miejsce w tekście. Tych pozostałych szkoda. Ot, choćby takich:
"W 1939 r. tu [tzn. do Gdańska - J.T.] przyjechałam i nie bardzo umiałam mówić po niemiecku, a natomiast bardzo chętnie grałam w piłkę [ręczną - J.T.]. Trzeba było się trochę z koleżankami porozumieć i rzeczywiście przypominam sobie taki moment [chodzi o nieformalny zakaz porozumiewania się na boisku w języku polskim w zawodach organizowanych przez niemieckie związki sportowe i związane z tym wykluczenia zawodniczek - zjawisko to nasiliło się się w drugiej połowie lat trzydziestych - J.T.]. , ale koleżanki bardzo zdecydowanie powiedziały, że jeśli zostanę usunięta z gry to cała drużyna zejdzie z boiska. Chciałabym w w tych wspomnieniach [...] przypomnieć o pewnym meczu. Wygrałyśmy ten mecz, a później oczekiwałyśmy pociągu w takiej małej gospodzie. Umilałyśmy sobie czas oczekiwania śpiewaniem piosenek. Okazało się, że zebrani w gospodzie przyłączyli się do naszych śpiewów. Pamiętam, że tacy starzy ludzie, którzy zapewne uchodzili w tej wsi za Niemców, śpiewali "Wisło stara, Wisło moja" itp. Po prostu ten krótki pobyt kilkunastu dziewcząt mówiących po polsku ruszył sercami tych Polaków. A więc i na tym polu "Gedania" osiągnęła piękne sukcesy".
Ta skromna, ale jakże urocza opowieść Marii Pietrzykowskiej-Piaseckiej to głos w dyskusji w trakcie sesji naukowej, zorganizowanej z okazji 50-lecia klubu 7 września 1972 r.  Chciałoby się każdą z takich relacji nie tylko zachować, ale i upowszechnić, bo wszystkie składają się na obraz działalności "Gedanii" w tamtych trudnych latach.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Piłka to nożna to coś więcej ...

Pamięć jest ulotna. Zbieram bilety, piszę pamiętnik, ale fotografia, mimo swoich ograniczeń, porządkuje wspomnienia w najlepszej i emocjonalny sposób. Staram się uchwycić ten szczególny "moment".Chwilę indywidualnego szczęścia zbiorowe ekstazy, ale również smutek, a nawet cierpienie z powodu niekorzystnej sytuacji na boisku. 
Piłka nożna to coś więcej niż 90 minut. Dla wielu ludzi uchwyconych w moich zdjęciach jest sens życia.

Tak pisze o sobie Przemek Niciejewski, fotograf z Wielunia, który fotografuje piłkę nożną, a właściwie ludzi z nią związanych - kibiców, sprzedawców, tych, których spotkać można na stadionach. Jestem absolutnie zachwycony - www.niciejewskiphotography.eu  Pięć zdjęć Przemka przedstawiam poniżej (z albumu Celtic Glasgow, FC Liverpool, Lechia Gdańsk, AFC Wimbledon, Union Berlin). Zazdroszcząc oka - polecam!







poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Najstarsze derby w Niemczech

Lubię spotkania derbowe. Ale tylko takie, w których spotykają się stare firmy i gdzie rywalizacja ma długą tradycję. Wtedy współczesne mecze nabierają wyrazu, dochodzi mnóstwo smaczków, które, używając języka kulinarnego, przyprawiają nam mecz. Nawet wtedy, kiedy nie toczy się on o mistrzostwo kraju, a jego uczestnicy tułają się gdzieś po niższych klasach rozgrywkowych.
Jedno z takich piłkarskich spotkań odbędzie się dzisiaj w Fürth, gdzie miejscowy SV "Greuther" zmierzy się z 1.FC "Nürnberg". Obydwa kluby nie odgrywają dzisiaj wielkiej roli w niemieckiej piłce, ale przecież nie zawsze tak było. Norymberga to dziewięciokrotny mistrz Niemiec, czterokrotny zdobywca Pucharu Niemiec oraz dwukrotny zwycięzca 2. Bundesligi. Fürth ma dorobek znacznie skromniejszy, ale także znaczny: trzy tytuły mistrza Niemiec także robią wrażenie. W latach dwudziestych derbowe spotkania między tymi dwoma, bardzo blisko położonymi miastami były jednocześnie meczami dwóch czołowych drużyn, walczących o mistrzostwo Niemiec. Zwycięstwo Norymbergi w 1920 r. (2:0) legło u podstaw "złotej serii", czyli mistrzostw zdobywanych w 1921, 1924, 1925 i 1927 r. Nigdy później dwa kluby  tak bardzo nie zdominowały rozgrywek, a i reprezentacja Niemiec też składała się głównie z zawodników obu klubów. W meczu przeciwko Holandii 21.04.1924 r. nawet wyłącznie.
Derby Frankonii to najstarsze niemieckie derby. 1. FC "Nürnberg" powstał w 1900 r a SpVgg "Fürth" w 1903. Po raz pierwszy spotkały się 7 lutego 1904 w meczu towarzyskim, czyli 110 lat temu! Norymberga wygrała wtedy 4:1. We wszystkich późniejszych meczach emocji nie brakowało, bywały bardzo zacięte, czy wręcz brutalne - przykładowo 6 października 1929 r. odnotowano w meczu 87 rzutów wolnych, a trzech piłkarzy zostało usuniętych z boiska. Zdarzały się mecze jednostronne - w 1907 Norymberga wygrała 10:0, a najwyższe zwycięstwo Fürth zdarzyło się 1956 r. (7:2). W ostatnich latach obserwujemy znacznie mniejszą liczbę bramek: w ostatnich 13 pojedynkach aż siedem razy bramki nie padały wcale lub notowano tylko jednego gola. W ostatnim sezonie, jeszcze na poziomie 1. Bundesligi górą był "Greuther" Fürth, który zwyciężył w Norymberdze 1:0, a u siebie zremisował 0:0. Jak będzie dzisiaj? Wynik jest sprawą otwartą, obydwa zespoły chcą wrócić do elity niemieckiego futbolu. Jedno jest pewne - mecz będzie zacięty i pełen historycznych smaczków. A dlaczego piszę o tym w tym miejscu?
Nic w tym dziwnego - to miejsce, w którym patrzymy wstecz, na historię i tradycje poszczególnych drużyn, a przypomnę, że drużyna K.S. "Gedania" występowała w niemieckich rozgrywkach ligowych, tych samych, w których startowały obydwie opisane drużyny z Frankonii. Na różnych poziomach oczywiście. No i jeszcze jedno - w sierpniu 1933 r. honorowe członkostwo w klubie z Fürth otrzymał pochodzący z tego miasta gauleiter Gdańska, Albert Forster. Czy odebrano mu je później, czy nadal jest liście zasłużonych? Napisałem w tej sprawie do klubu, czekam na odpowiedź.
Więcej na temat derbów, niestety po niemiecku, znaleźć można tutaj.

 

sobota, 9 sierpnia 2014

Hymn

W 1934 r. Henryk Zbierzchowski napisał słowa, do którego muzyką skomponował Wilhelm von Winterfeld.

Gdy idzie „Polonia” z Bydgoszczy,
To w każdym podnosi się duch,
Kto młodość hartuje i ostrzy
To siłacz, to żołnierz i zuch.
Kto stary, ten wiecznie się troszczy,
Kto młody, ten wesół za dwóch.
Gdy idzie „Polonia” z Bydgoszczy,
To w każdym podnosi się duch.

Gdy przyjedzie z wrogami się zmierzyć
Poznacie „Polonię” - czym jest.
Gdy będzie zębiska śmierć szczerzyć
Rycerski pokażem jej gest.
Bo tęgo potrafi uderzyć,
Kto w życiu sportowy wziął chrzest
Gdy przyjdzie z wrogami się zmierzyć,
„Polonia” pokaże, czym jest.

Związani z Bydgoszczą Polak i Austriak są autorami odnalezionego niedawno przez Sławomira Wojciechowskiego hymnu "Polonii" Bydgoszcz, klubu, którego historii zawiera w sobie mnóstwo analogii do historii "Gedanii". To niezwykły zabytek, który od 2000 r. zaczął żyć nowym życiem. Był odgrywany i śpiewany. Nie trzeba udowadniać znaczenia hymnu dla budowania tożsamości i jedności członków danej społeczności. Podobnie jak herb, czy barwy klubowe są znakami, które mają jednoczyć. Odnalezienie hymnu "Polonii" wyznaczyło kibicom nową perspektywę, uczynił to zresztą także wspomniany S. Wojciechowski publikując monografię "Zapomniane pokolenie. Polonia Bydgoszcz 1920-1949". Autor przywrócił klubowi jego historię, a kibicom pamięć, utraconą na skutek celowych działań władz powojennych, które uczyniły przedwojenny polski klub gwardyjskim. Dawna "Polonia", podobnie jak "Gedania" już nie istnieje w dawnym kształcie. Podobno nie ma już miejsca dla klubów wielosekcyjnych, trzeba dawne struktury rozbić na poszczególne sekcje i je sprywatyzować. Jasne, od strony zarządzania łatwiej kierować jedną sekcją, nie trzeba do tego wielkiej wiedzy, a tzw. rachunek ekonomiczny łatwiej się zgodzi. Traci się jednak coś dużo istotniejszego - duszę organizacji sportowej, która kształtowana przez lata nie daje się tak łatwo odtworzyć. Nie zdają sobie z tego sprawy Ci, którzy na przykład ingerują w nazwy, czy herby klubowe, często zamieniając je w pseudonowoczesne logotypy. Nie zdawał sobie zapewne z tego sprawy prezes Polonii, który w 2011 r. zakazał odgrywania hymnu przed meczami żużlowymi. Może była to decyzja świadoma, bo po co hymn, skoro "Polonia" właściwie już nie istnieje? Mamy dzisiaj Bydgoskie Towarzystwo Żużlowe, kontynuujące tradycje raczej powojennego klubu milicyjnego. Więcej o dawnej "Polonii" i jej dzisiejszym kształcie przeczytać można tutaj. Autorów strony, osoby, które uparcie wracają do tradycji bydgoskich "biało-czerwonych" serdecznie pozdrawiam i ... do hymnu!


Na koniec cisnące się na usta pytania: czy "Gedania" miała swój hymn? Czy uda się go kiedyś odnaleźć i przywrócić do życia?


środa, 6 sierpnia 2014

Historia i wielki Tour

Tak to już jest, że w tym miejscu częściej spoglądamy wstecz, niż do przodu. Tak jest i teraz, choć chcę opisać imprezę, która aktualnie się toczy - Tour de Pologne, a właściwie jej start. Miał miejsce w minioną niedzielę tam, "gdzie wszystko się zaczęło", jak powiedział prezydent i honorowy starter wyścigu, Lech Wałęsa. Wszystko, to znaczy wielki "wind of change" w Europie, rozpad bloku wschodniego i upadek muru berlińskiego, a także zmiany w Polsce, nasza słynna pokojowa rewolucja. Prawdą jest, że nie potrafiliśmy o tych wydarzeniach mówić, cieszyć się nimi i zwyczajnie promować, jak nasz dziejowy dorobek. Powstające aktualnie Europejskie Centrum Solidarności jest krokiem mocno spóźnionym, a na tyle kosztownym, że pojawiają się pytania o sens otwierania tej instytucji. Być może musieliśmy do tego dojrzeć, ale na pewno warto to zrobić. Taka instytucja jest potrzebna.

Miejsce startu a głębi historyczna stoczniowa brama 

Reprezentacja Polski w "gedanijnych" koszulkach

Start wielkiego wyścigu, impreza przecież komercyjna, ocierająca się estetycznie o kicz (ach te wszystkie kolorowe gadżety) nabrała przez miejsce startu innego charakteru. To się po prostu czuło. Wznoszące się nad kolarskim taborem trzy pomnikowe krzyże, pamiątkowe tablice przypominały o wartościach, o tym, że są idee, dla których "żyć warto i umierać warto". I naprawdę jest rzeczą wspaniałą, że są jeszcze ludzie (Czesław Lang i jego team), którzy chcą przezwyciężyć wszelkie logistyczne trudności (ECS dopiero się buduje, a Plac Solidarności jest jeszcze placem budowy), aby Tour wystartował właśnie z tego historycznego i jakże ważnego miejsca. Bez jego symboliki i znaczenia byłaby to kolejna edycja zwykłego wyścigu, a tak nabrał nieco innego wymiaru. Historycznego.

Bohater ostatniego Tour de France, Rafał Majka i Czesław Lang idący aby złożyć kwiaty w hołdzie poległym stoczniowcom

Prezydent Lech Wałęsa idący w tym samym celu - z tyły rdzawa elewacja Europejskiego Centrum Solidarności

"PAN DA SIŁĘ SWOJEMU LUDOWI, PAN DA SWEMU LUDOWI BŁOGOSŁAWIEŃSTWO POKOJU" -  cytat z Psalmu 29 w tłumaczeniu Czesława Miłosza na Pomniku Poległych Stoczniowców

Startujący kolarze a nad nimi trzy ozdobione kotwicami krzyże - symbole cierpienia, wiary i nadziei
 

sobota, 2 sierpnia 2014

Chłopcy z patefonem czyli opowieść powstańcza

"Siedzieliśmy w dużym pięknym domu Pani M. przy ul. Marszałkowskiej. Czekaliśmy na to, co miało się wydarzyć. Od dłuższego czasu czuło się w Warszawie stan napięcia, coś miało się stać. Starsi rozmawiali o tym z troską, młodzi byli podekscytowani. Powstanie. Wreszcie odegramy się Niemcom, wreszcie z na równych prawach, twarzą w twarz, nie uciekając i nie kryjąc się! Gdzieś w głowie kołatało mi się wtedy, że broni mamy tak strasznie mało. Dziwne, że nie myślałam o o śmierci, że możemy się już nigdy nie spotykać. Czekaliśmy. Kiedy przyszedł rozkaz - godzina "W" - chłopcy podskoczyli z radości. Włączyli patefon i zaczęli tańczyć. Mieli wychodzić po kolei i z każdym musiałam zatańczyć. Tak byli radośni. Ja trochę mniej, bo z jednej strony te, wspomniane wcześniej myśli, a z drugiej oni szli walczyć, a ja byłam odpowiedzialna za uporządkowanie lokalu i likwidacja śladów zebrania. Musiałam więc zostać. Widziałam, jak śpiewająco wychodzili, jakby nie na wojnę. Byli po cywilnemu, ale przecież wszyscy rozpoznawali chłopców z konspiracji. Ostatni wyszedł Tadeusz, mój narzeczony. Widziałam go wtedy po raz ostatni".
Taką oto opowieść usłyszałem w przeddzień 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego z ust Budzimiry Wojtalewicz, Gedanistki, która była w Powstaniu. Dołączam ją do wielu opowieści, jakie pojawiły się wczoraj w przestrzeni internetu. Piękne to opowieści, wzruszająca rocznica z wieloma pięknymi świadectwami danymi przez sportowców.