czwartek, 30 kwietnia 2015

Najstarsze zdjęcie piłkarzy "Gedanii"?

W dniach 3. i 4, maja 1925 "Gedania" rozegrała dwa mecze w Gnieźnie. Przeciwnikiem była tamtejsza "Stella". Obydwa mecze gdańszczanie przegrali w stosunku odpowiednio: 1:2 i 2:5. W zbiorach Biblioteki Gdańskiej PAN zachowało się zdjęcie wykonane po jednym z tych spotkań. Jeżeli opis jest prawidłowy, to jest to najstarsze zachowane zdjęcie piłkarskiej drużyny "Gedanii". Drużyna ubrana jest w pasiaste koszulki, a nie tradycyjne białe z czerwonym pionowym pasem. Te ostatnie weszły do użycia w 1925 r. po przyjęciu nowego herbu i barw klubu. Wcześniej w herbie były biało-niebieskie pasy i takie zapewne koszulki noszą piłkarze "Gedanii" na fotografii. Nie jest zresztą pewne, czy prezentowane zdjęcie przedstawia drużynę "Gedanii", nic też nie wiem o szczegółach rozgrywanych spotkań. Ale to ciekawy dokument i może ktoś wie coś o nim więcej? Zdjęcie w lepszej rozdzielczości  znajdzie się oczywiście w książce, której druk planowany jest już realnie na sierpień.






wtorek, 21 kwietnia 2015

Günter Grass a sprawa polska

Z Günterem Grassem “znam się” dość długo. Okres fascynacji jego twórczością to czas moich studiów, odkrywania skomplikowanej przeszłości miasta. To były początki czasów, w których można już było o tym głośno mówić. Niedługo później ukazał się pierwszy album z serii “Był sobie Gdańsk” i fascynacja ta, poprzez swoją masowość stała się jednym z najciekawszych zjawisk w powojennej historii miasta. Twórczość zmarłego 13 kwietnia br. artysty jest trudna, wymaga intelektualnego trudu. Trzeba się w niej rozsmakować. Wymyka się też jednoznacznym ocenom, od zachwytu, po odrzucenie. Można powiedzieć, że jest taka, jak historia Gdańska - niejednoznaczna, trudna do interpretacji, ale przez to fascynująca.

Ławeczka Günthera Grassa we Wrzeszczu - fot. www.zdiz.pl

Naczytałem się i nasłuchałem ostatnio różnych wspomnień, w większości gloryfikujących życie i twórczość Güntera. Przeczytałem też wywiad, zamieszczony w “Gazecie Wyborczej” (18-19.04.2015) w której Marek Górlikowski przepytuje Pawła Huelle, jak to się w uproszczeniu mówi, naszego gdańskiego Grassa. Marek jest dziennikarzem wnikliwym i niepokornym, więc nie omija drażliwych osób i tematów, a takim jest Gedanista, Brunon Zwarra. Odkąd zaczął protestować przeciwko gloryfikowaniu “Blaszanego bębenka” stał się nie bardzo wygodny. Żyje sobie na uboczu w Oliwie, w poczuciu krzywdy, jaką Grass wyrządził nie jemu, ale “braciom Pocztowcom”. Opis obrony Poczty Polskiej w Gdańsku jest rzeczywiście kontrowersyjny, nie tylko daleki od bohaterskiego patosu, ale wręcz obraźliwy dla Obrońców i ich rodzin. Picie alkoholu, granie w karty, strach i  niechęć do walki, to ludzkie uczucia. Można złożyć to też na karb fikcji literackiej, gdyby nie jeden szczegół - nazwisko realnie żyjącej osoby - dr. Jana Michonia, dyrektora Poczty.
“Rzekomy “znakomity znawca” tamtych wydarzeń w Gdańsku nie wspomniał jednakże ani słowem o tym, że niemieccy żołnierze po poddaniu się pocztowców bestialsko zamordowali wychodzącego jako pierwszego z gmachu dyrektora Poczty Polskiej dra Jana Michonia. Strzelano do niego z kilkunastu kroków, zaś Grass naigrywa się z tego odważnego i spełniającego do ostatka swój obowiązek Polaka” (Gdańsk 1939, wyd. II, s. 342).
Mówi Huelle, że Zwarra “w ogóle nie zrozumiał, na czym polega wielkość literatury” - nic w tym dziwnego. To prosty chłopak z Biskupiej Góry, dla którego twórczość noblisty może być zwyczajnie za trudna. Nie zrozumiał “wielkiej epickiej opowieści” o obronie Poczty. Tu chodzi o zupełnie coś innego. Poczucie krzywdy, z którym zmaga się Brunon, a przed nim wielu jego rodaków - Polaków z Wolnego Miasta Gdańska. Oni byli niewygodni i niepożądani, zarówno w przedwojennym (dla niemieckiej większości), jak i w powojennym (dla napływowych Polaków) Gdańsku. To tragiczne pokolenie polskich patriotów, które coraz ciszej woła o szacunek i prawdę. Czy nie potrzebują zrozumienia dla swoich racji? Zwarra nie rozumie Grassa, nawet nie chce go rozumieć, zwłaszcza od momentu, kiedy ten przyznał się do członkostwa w “Waffen SS”. Ale Huelle nie rozumie Zwarry, także nie bardzo chce go zrozumieć. Jak to sumuje Górlikowski: “Dla mnie nienawiść pokaleczonego przez historię Zwarry do Grassa to jakiś daleki odgłos prawdziwego, a nie literackiego Wolnego Miasta Gdańska, które stało się najpierw dla Polaków, a potem dla Niemców piekłem”.
Dla mnie to także obraz najnowszej, skomplikowanej historii Gdańska. To jest bogactwo tego miasta, w którym jest miejsce dla Polaków, Niemców, Kaszubów i ich indywidualnych pamięci. Budując pamięć kulturową miasta dobrze jest pamiętać o wszystkich.
A Güntera Grassa żal - zostanie z nami jego gdański mikro-świat.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Lata dwudzieste...

"Gedania" powstała w 1922 r. i zgłosiła akces do Toruńskiego Związku Okręgowego Piłki Nożnej, gdzie została przyjęta 1 marca 1923 r.  Bardzo niewiele wiemy o tym, co działo się wówczas w piłce gdańskiej, a tym bardzie o kontaktach gdańsko-polskich. Jedną z organizacji, które były w stałym kontakcie z polskimi klubami sportowymi i sprzyjały powstawaniu polskich organizacji na terenie Gdańska było "Verein für Leibesübungen". Jako dowód sprawozdanie z ich meczu z "Wartą" Poznań z 1923 r.

Uwielbiam takie stare sprawozdania z zawodów! Zwraca uwagę tradycja sprowadzania gdańskiej drużyny na Święta Wielkanocne oraz 3-4 tys. ludzi na trybunach!


piątek, 17 kwietnia 2015

Dlaczego "Gedania" otrzymała swój stadion dopiero w 1957 r.?

Nie odzywałem się przez miesiąc, trochę w związku z nawałem pracy, ale przede wszystkim dlatego, że komputeropis książki trafił do recenzji. Nie chcąc zapeszać siedziałem więc cicho, udzielając się edukacyjnie, o czym m.in. można przeczytać tutaj. Recenzję (pozytywną!) otrzymałem tydzień temu, więc w przerwie we wprowadzaniu poprawek i skracaniu tekstu książki, wracam do pisania bloga. Przy okazji rozmów z prof. Markiem Andrzejewskim (czyli recenzentem) pojawiło się wiele interesujących kwestii związanych z „Gedanią”, jak i gdańskim sportem w ogóle. Rozmowy z Profesorem, wybitnym znawcą historii Wolnego Miasta Gdańska, a jednocześnie fanem piłki nożnej (jest autorem biografii Romana Korynta, czy Ferenca Puskasa) są ucztą duchową i stanowią wielką inspirację do stawiania nowych pytań. Jedną z takich kwestii jest historia stadionu przy dzisiejszej ul. Kościuszki tuż po wojnie. „Gedania” otrzymała go z powrotem dopiero w 1957 r. Wcześniej tułała się po całym mieście wynajmując rożne obiekty, chociaż była pierwszym klubem, który rozpoczął działalność po wojnie.
Jednym z powodów mogły być względy polityczne. Gedaniści, jako przedwojenni Polacy z Gdańska, nie byli tu mile widziani przez nowe władze. Uważani byli za mocno niepewnych ideologicznie. W związku z tym wygrywać mieli inni-nowe kluby tworzone pod egidą władzy ludowej. Oddanie „Gedanii” stadionu z nowoczesną jak na tamte czasy infrastrukturą obiektu mogło stworzyć podwaliny pod budowę mocnej pozycji klubu i jego supremacji w Gdańsku.
- Alternatywą do takiego wytłumaczenia jest niemożność oddania klubowi stadionu w sytuacji, kiedy po wojnie dawne pruskie koszary zaczęły po 1945 r. znowu pełnić swoją pierwotną funkcję. Stacjonowały tam wojska lądowe Ludowego Wojska Polskiego. Kwestii tej nie zdołaliśmy ostatecznie rozstrzygnąć. Może ktoś zna jakieś fakty, które pozwoliłyby odpowiedzieć na to pytanie?