sobota, 25 października 2014

Brunon - 95 lat

“Występ w “Gedanii” był sprawą honorową i nigdy nie było mowy o grze za pieniądze. Buty piłkarskie miałem własne, koszty przejazdów płacił klub, pokrywając je najczęściej z otrzymanych od gospodarzy boisk części wpływów. Gdy pozostała z tego jakaś nadwyżka, przeznaczano ją dla wspólnego poczęstunku lub kolacji. Jakże żenująca była dla mnie sytuacja, gdy grając w 1962 roku w Kartuzach w drużynie odlboyów z Gdańska otrzymałem kilkadziesiąt złotych diety”.
Fragmencik “Wspomnień gdańskiego bówki” mówi wiele o ich autorze. Brunon Zwarra, rocznik 1919, bezkompromisowy, krnąbrny bojownik o pamięć o Polakach z Wolnego Miasta. Głośno protestował przeciwko przyznaniu tytułu Honorowego Obywatela Miasta Gdańska Günterowi Grassowi. Więzień Stutthofu i piłkarz “Gedanii”, zarówno przed, jak i po wojnie. Jak sam podkreśla sport dał mu siłę charakteru i kondycję, dzięki czemu zniósł nieludzkie warunki obozowe, przeżył wojnę, a po niej rozpoczął pracę w swojej Emalierni Segora, która otrzymała nazwę, jakżeby inaczej, “Gedania”. Był jednym z tych reaktywowali klub i zdobyli mistrzostwo Gdańska. Długo by można pisać o tym mało sympatycznym, nieufnym, ale jakże charyzmatycznym Gedaniście. Jego serie książek “Wspomnienia gdańskiego bówki” (5 tomów) oraz “Gdańszczanie” (5 tomów), powinny być lekturami obowiązkowymi w każdej gdańskiej szkole. Niestety nie są, a i gdańszczanie nie zawsze wiedzą o kogo chodzi. Hasło w “Gedanopedii” bije rekordy zwięzłości i politycznej poprawności. A szkoda, bo to gdańszczanin z krwi i kości.
Ostatnio Stowarzyszenie “WAGA” z Biskupiej Góry, gdzie Brunon mieszkał zorganizowało mu 95. urodziny. Oczywiście bez jubilata, bo od lat nie wychodzi ze swojego domu w Oliwie. Miałem okazję być tam raz i rozmowa w jesienne popołudnie na zawsze pozostanie mi w pamięci. Na urodzinach nie byłem, natomiast w ostatnią środę odwiedziłem siedzibę “WAGI”, gdzie zorganizowano małą wystawę poświęconą Brunonowi. Obejrzałem też znakomicie zrealizowany film.







Zupełnie przypadkiem, ale w życiu nie ma przypadków, spotkałem córkę B. Zwarry, jak też dwie Panie z rodziny innego z Gedanistów, bardzo związanej z Towarzystwem Gimnastycznym "Sokół" w Gdańsku. Uwielbiam takie miejsca, gdzie pamięć jest żywa. Wdzięczny jestem koleżankom ze Stowarzyszenia za to, co robią, za urodziny, film, wystawę, ale przede wszystkim za możliwość spotkania. To dzięki ludziom właśnie, mój projekt jest także żywy, a sądzę, że dopiero po wydaniu książki, naprawdę ożyje. Mam nadzieję, że uruchomi pokłady pamięci, szczątkowej, ale jakże cennej - “bo wie Pan, najpierw byłyśmy za małe, a później rodzice nic nam nie mówili, bo nie wolno było. Pamiętamy niewiele” Ale z takich okruchów da się złożyć obraz zapomnianego klubu sportowego i przywrócić pamięć o ludziach, którzy na to bardzo zasługują. Rozmowa zeszła oczywiście na książkę, która jest oczekiwana coraz bardziej. To dla mnie wielka motywacja, ale też … ciśnienie rośnie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz