„W przedstawionej dokumentacji przy nazwisku Alf Liczmański przeczytać można symbol I/22-jedynka rzymska to w tym przypadku numer kwartału, a nie rzędu, natomiast arabskie 22 to numer nagrobka. Mówię świadomie nagrobka, nie grobu, ponieważ grób znajduje się tam gdzie był, czyli na przeciwległym krańcu cmentarza, natomiast nagrobek - nie tylko ten jeden zresztą - „powędrował” z I rzędu z prawej, patrząc od strony alei, do najbardziej na lewo wysuniętego kwartału,gdzie w myśl wizji artystycznej rzeźbiarza powstała tzw. Aleja zasłużonych.Pominę tu kolejne przykłady rodzinne, np. brata Mamy Witolda Nełkowskiego […] i skupię się na nazwiskach: Franciszek Fojut, Roman Ogryczak i Bolesław Gdaniec, ponieważ ich pogrzeb odbył się razem z pogrzebem Alfa Liczmańskiego 14 listopada 1948 roku, obok którego spoczywają […] Są to miejsca od 64 do 68 w I rzędzie, na prawo od głównej alei. Tymczasem nagrobki tych osób umieszczono w skrajnym I kwartale i w kwartale V na lewo od głównej alei. Nikt jednak nie przenosił szczątków, nikt nie kontaktował się z rodziną […] Na tym kamiennym bloku, który znajduje się teraz obok nagrobka z 1983 roku widnieje napis: Alf Liczmański, komendant gdańskiej chorągwi ZHP, zamordowany w Grenzdorfie 1940. Natomiast na tym najnowszym, w formie stylizowanego krzyża, wyryto z boku napis: rozstrzelany w Gdańsku”.
Refleksje Reginy Liczmańskiej-Małek, córki Alfa, wprowadzają w podstawowy problemy cmentarza na Zaspie. To jeden z głosów rodzin, powtarzany często przez walczącą Panią Reginę, przy różnych okazjach. Do tej pory bowiem nie zrobiono tam porządku. Nie wchodząc w szczegóły, w trakcie realizowania różnych koncepcji zagospodarowania terenu cmentarza, który miał się stać pomnikiem Polaków z Wolnego Miasta Gdańska, ofiar hitleryzmu, zapomniano o samych Polakach. Ostatni, zrealizowana też połowicznie, projekt autorstwa Wiktora Tołkina stworzyła przestrzeń symboliczną, rozmieszczając nagrobki według uznania autorów koncepcji. Wytyczono alejki, rozmieszczono nagrobki, a szczątki bohaterów pozostały gdzie indziej. To jeden problem. Drugim są powtarzające się nagrobki tych samych osób, wynikające z różnych realizowanych w tym miejscu koncepcji oraz nieprzewidzianych wydarzeń. Takim było odkrycie grobu rozstrzelanych obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, którzy w 1992 r. zostali uroczyście pochowani w nowo wybudowanej mogile. Ich wystawione wcześniej symboliczne nagrobki pozostały jednak w innej części cmentarza. Trzecim problemem są błędy na nagrobkach, korygowane później częściowo, ale oczywiście nie wszystkie. A nawet jeżeli korygowano, to błędnych zapisów nie usuwano. Powoduje to koszmarne zamieszanie wśród odwiedzających cmentarz.
Na koniec mały, związany z “Gedanią“ przykład członka klubu i wielce zaangażowanego działacza wielu polskich organizacji Witolda Nełkowskiego (1902-1940). To postać szczególnie mi bliska poprzez zachowane grypsy, jakie słał do swojej żony Łucji z obozu Stutthof i podobozu w Przebrnie. Ich lektura to przeżycie, które trudno opisać, zwłaszcza, jeżeli wie się co za chwilę się stanie. Został rozstrzelany 11 stycznia 1940 r. w jednej z dwóch słynnych egzekucji dokonany niedaleko obozu. Co mamy na pomniku: rozstrzelany w 22 III 1940 r. w Gdańsku. Obok znajduje się kamień z poprawką mówiącą o rozstrzelaniu w Stutthofie. Patrząc na nagrobek zastanawiamy się, które miejsce jest prawdziwe? Data nie została skorygowana. W tym kontekście nie jest już najważniejsze, czy ciało Witolda Nełkowskiego znajduje się pod nagrobkiem? Prawdopodobnie w ogóle nie ma go na Zaspie, bo szczątki ofiar egzekucji styczniowej zostały umieszczone w urnie pomnika Walki i Męczeństwa, stojącego na terenie obozu Stutthof.
To tylko kilka uwag, dotyczących tego szczególnego miejsca. W książce opisuję je jako przykład naszej, byle jakiej pamięci o Polakach z Wolnego Miasta. Oburzał się na to już Brunon Zwarra, ale niewiele się zmieniło. To tyle, jeżeli chodzi o cmentarz na Zaspie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz