poniedziałek, 13 października 2014

Koniec z Grunwaldem

Opowiadałem tą historię już kilka razy. dziś już po raz ostatni, bo w sobotę straciła aktualność. Żal mi trochę, choć z drugiej strony wreszcie się to stało - Polska wygrała z Niemcami w piłkę nożną. Spełniło się marzenie tych wszystkich, którzy czekali, choćby Gedanistów, którzy jechali (o ile dojechali) do Berlina w 1933 r.
Jako że opowiadam po raz ostatni muszę z detalami, które są ważne, bo opowieść zahacza o jeden z naszych najważniejszych mitów narodowych. Mitu o wielki zwycięstwie nad znienawidzoną nacją, odwiecznych uciemiężycieli. Chodzi właśnie o Niemców, a zwycięstwo, o którym mowa, to wygrana w bitwie pod Grunwaldem. Od XIX w., od dzieł m.in. Matejki i Sienkiewicza upowszechniło się przekonanie, że było to starcie dwóch narodów, polskiego i niemieckiego (są tam jeszcze Litwini, którzy dorobili się własnej wersji tego mitu), atakowanego i atakującego. Polacy, stojący wtedy przed realnym niebezpieczeństwem wynarodowienia, od stu lat nie mający już swojego państwa, potrzebowali takich obrazów, które dawały nadzieję. I prostych zestawień, takich jak: skoro Polacy “dali radę” pod Grunwaldem, to i poradzą sobie w walce z zaborcami, zwłaszcza tym pruskim. Nie muszę dodawać (chyba), że nastąpiło oczywiste przerobienie prawdy historycznej na potrzeby  mitu - opowieści, która miała poderwać Polaków do walki, dać im nadzieję. Po Grunwaldem bowiem walczyło wiele nacji, a po stronie Europy reprezentacja niemal całego starego kontynentu, wśród których Krzyżacy-Niemcy znajdowali się w mniejszości. Poza tym nie bardzo oni wtedy myśleli kategoriami narodowymi. Nic to jednak.
Mit o Grunwaldzie płynął wartko przez lata, podsycany także w PRL, kiedy też potrzebowaliśmy wroga - zachodnich Niemców - którzy najpierw kwestionowali naszą zachodnią granicę, a później opływali w dobra wszelakie, których u nas brakowało. No i nie dawali się pokonać na zielonej murawie. Na szczęście pod Grunwaldem “daliśmy radę”, czego świadomość sprawiała, że było nam lżej (po wojnie do Grunwaldu 1410, dorzucaliśmy jeszcze Berlin 1945).



I tu już finał opowieści. Otóż wędrując sobie na mecz Polska-Niemcy w Gdańsku na straganie pod stadionem zauważyłem szal, który widać na zdjęciu. Mowę mi na chwilę odjęło, bom naiwnie myślał, że duchy Matejki i Sienkiewicza uleciały już z narodu, a już tym bardziej nie spodziewałem się ich pod gdańskim stadionem. Zapytałem o to sprzedawcę i usłyszałem: “co się Pan dziwi? Przecież to było nasze ostatnie zwycięstwo nad Niemcami!”. Zawstydzony własną ignorancją, kupiłem szal i odtąd wisi u mnie, na reprezentacyjnym miejscu. Trochę tylko żal, że stracił aktualność. 11 października 2014 r. - POLSKA-NIEMCY 2:0 !!!

1 komentarz:

  1. Coś jest na rzeczy z tymi szalikami. :) W dniu meczu wracałam właśnie z wykładów, kiedy wpadłam dosłownie w biało-czerwony tłum w centrum Warszawy i to nie rozwrzeszczanych "kiboli" ale normalnych kibiców: rodziców w koszulkach i szalikach w barwach narodowych, dzieci z umalowanymi twarzami itd. Gdzieniegdzie wśród polskich kibiców widać było kibiców niemieckich z - dla odmiany - niemieckimi szalikami. Co najfajniejsze, jedni i drudzy przyjaźnie ze sobą rozmawiali w drodze na stadion. Po drodze postanowiłam, że skoro takie święto to co mi tam, kupię sobie stadionowy szalik, bo nie mam. :) I teraz mam szalik historyczny.
    A taki jak powyżej dostałam pod Grunwaldem. :) W 2010 roku. Służył nam do kibicowania na turnieju, w którym zresztą wygrali Rosjanie. Ale szaliki zostały... Może to początek kolekcji?
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń