wtorek, 19 sierpnia 2014

"Wisło stara, Wisło moja"

Praca nad książką, to tysiące, no może w tym przypadku setki relacji uczestników wydarzeń. To relacje ustne i pisemne, dotyczące mniej lub bardziej istotnych spraw. Każda jest ważna, ale jednocześnie tylko mała część z nich znajdzie swoje miejsce w tekście. Tych pozostałych szkoda. Ot, choćby takich:
"W 1939 r. tu [tzn. do Gdańska - J.T.] przyjechałam i nie bardzo umiałam mówić po niemiecku, a natomiast bardzo chętnie grałam w piłkę [ręczną - J.T.]. Trzeba było się trochę z koleżankami porozumieć i rzeczywiście przypominam sobie taki moment [chodzi o nieformalny zakaz porozumiewania się na boisku w języku polskim w zawodach organizowanych przez niemieckie związki sportowe i związane z tym wykluczenia zawodniczek - zjawisko to nasiliło się się w drugiej połowie lat trzydziestych - J.T.]. , ale koleżanki bardzo zdecydowanie powiedziały, że jeśli zostanę usunięta z gry to cała drużyna zejdzie z boiska. Chciałabym w w tych wspomnieniach [...] przypomnieć o pewnym meczu. Wygrałyśmy ten mecz, a później oczekiwałyśmy pociągu w takiej małej gospodzie. Umilałyśmy sobie czas oczekiwania śpiewaniem piosenek. Okazało się, że zebrani w gospodzie przyłączyli się do naszych śpiewów. Pamiętam, że tacy starzy ludzie, którzy zapewne uchodzili w tej wsi za Niemców, śpiewali "Wisło stara, Wisło moja" itp. Po prostu ten krótki pobyt kilkunastu dziewcząt mówiących po polsku ruszył sercami tych Polaków. A więc i na tym polu "Gedania" osiągnęła piękne sukcesy".
Ta skromna, ale jakże urocza opowieść Marii Pietrzykowskiej-Piaseckiej to głos w dyskusji w trakcie sesji naukowej, zorganizowanej z okazji 50-lecia klubu 7 września 1972 r.  Chciałoby się każdą z takich relacji nie tylko zachować, ale i upowszechnić, bo wszystkie składają się na obraz działalności "Gedanii" w tamtych trudnych latach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz