sobota, 2 sierpnia 2014

Chłopcy z patefonem czyli opowieść powstańcza

"Siedzieliśmy w dużym pięknym domu Pani M. przy ul. Marszałkowskiej. Czekaliśmy na to, co miało się wydarzyć. Od dłuższego czasu czuło się w Warszawie stan napięcia, coś miało się stać. Starsi rozmawiali o tym z troską, młodzi byli podekscytowani. Powstanie. Wreszcie odegramy się Niemcom, wreszcie z na równych prawach, twarzą w twarz, nie uciekając i nie kryjąc się! Gdzieś w głowie kołatało mi się wtedy, że broni mamy tak strasznie mało. Dziwne, że nie myślałam o o śmierci, że możemy się już nigdy nie spotykać. Czekaliśmy. Kiedy przyszedł rozkaz - godzina "W" - chłopcy podskoczyli z radości. Włączyli patefon i zaczęli tańczyć. Mieli wychodzić po kolei i z każdym musiałam zatańczyć. Tak byli radośni. Ja trochę mniej, bo z jednej strony te, wspomniane wcześniej myśli, a z drugiej oni szli walczyć, a ja byłam odpowiedzialna za uporządkowanie lokalu i likwidacja śladów zebrania. Musiałam więc zostać. Widziałam, jak śpiewająco wychodzili, jakby nie na wojnę. Byli po cywilnemu, ale przecież wszyscy rozpoznawali chłopców z konspiracji. Ostatni wyszedł Tadeusz, mój narzeczony. Widziałam go wtedy po raz ostatni".
Taką oto opowieść usłyszałem w przeddzień 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego z ust Budzimiry Wojtalewicz, Gedanistki, która była w Powstaniu. Dołączam ją do wielu opowieści, jakie pojawiły się wczoraj w przestrzeni internetu. Piękne to opowieści, wzruszająca rocznica z wieloma pięknymi świadectwami danymi przez sportowców.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz