piątek, 6 listopada 2015

Miejsce pamięci na Heeresanger 11

Dzięki dobrodziejstwu facebooka obserwuję sobie zza biurka walkę mieszkańców Dolnego Wrzeszcza (i nie tylko) o teren stadionu Gedanii przy dawnej Heeresanger 11. To teren na swój sposób “święty”, należący do wszystkich Polaków z Wolnego Miasta i bardzo drogi ich sercom. Odbywały się tam przecież nie tylko zawody sportowe, ale uroczystości, manifestacje patriotyczne, budynki klubowe, to był polski dom wielu gdańszczan polskiego pochodzenia, od najmłodszych po najstarszych. Była to przestrzeń eksterytorialna, która bardzo przeszkadzała nazistom, w okresie ich największych wpływów w Wolnym Mieście. Bardzo starali się ingerować i przeszkadzać temu, co tam się działo i bardzo frustrowało ich to, że poza małymi złośliwościami, czy zagraniami nie-fair (jak choćby wycofanie się niemieckich sportowców z obchodów 15-lecia KS Gedania), w zasadzie nie mogli nic zrobić. To miejsce ważne emocjonalnie, nie wspominam już o wartościach architektonicznych. Jeżeli jesteśmy gdańszczanami i Polakami to miejsce to stanowi w oczywisty sposób nasze dziedzictwo. Kiedy Przemek Niciejewski, człowiek wrażliwy, mający znakomite oko, do tego typu klimatów i wykonujący zdjęcia do mojej książki, zobaczył ten teren, tylko westchnął i … tyle go widziałem. Pobiegł oglądać zrujnowany już wtedy stadion, świetnie wkomponowany w okoliczną zabudowę, będący częścią starej tkanki miasta. Mało już jest takich miejsc i takich stadionów. Zachwycony, ale i wstrząśnięty zapytał mnie wtedy: dlaczego?
Dobre pytanie. Czytam wpisy skierowane personalnie do Prezesa Energii-Gedanii SA, spółki, która prowadzi szkolenie siatkarek i jest depozytariuszem historii klubu, a jednocześnie siłą sprawczą tego, co się aktualnie dzieje. Widzę narzekania na bierność władz i polityków, zapał i rozczarowanie ludzi wpisujących, komentujących i działających. Pytanie Przemka wraca, ale trzeba je postawić w szerszym zakresie: dlaczego nie chronimy takich miejsc? Dlaczego nie wpadliśmy, jako mieszkańcy Gdańska na to wcześniej? OK, klub jakoś działał, funkcjonowała hala, boisko, klub uczestniczył w rozgrywkach, coraz słabiej wprawdzie, ale jednak. Nie zmienia to jednak faktu, że cały ten teren powinien zostać objęty ochroną konserwatorską dużo wcześniej. Wraz z okoliczną zabudową i z kościołem Św. Stanisława Biskupa. Mam swoje przemyślenia na ten temat, które można sprowadzić do jednego wspólnego mianownika - niskiej pozycji sportu w naszych umysłach i duszach. Jakoś nie przyjmujemy, że sport jest ważną częścią naszej kultury. Traktujemy go jako coś mało poważnego. Chętnie uczestniczymy w różnych wydarzeniach sportowych, przeżywamy emocje, dzięki nowej infrastrukturze mamy wreszcie, w czym wybierać. Jako kibic dorastający w warunkach stanu wojennego potrafię docenić komfort siedzenia na plastikowym krzesełku (a nie na betonie, czy ziemi, którymi wypełnione były betonowe trybuny) i dach nad głową, kiedy pada śnieg. Traktujemy to jednak jako sposób spędzenie wolnego czasu, jedynie dla zdecydowanej mniejszości jest to coś więcej, nawet sposób na życie. W promilach jednak należy mierzyć tych, którzy zwracają uwagę na dziedzictwo sportowe, jego historię nie zamkniętą w tabelach wyników, otoczkę społeczną. Mając PGE-Arenę (już sama nazwa jest atrakcyjna) zapominamy nie tylko o wykastrowanym (brak choćby bieżni, która zawsze tam była i być powinna) już stadionie na Traugutta, ale także i innych miejscach, związanych z uprawianiem sportu w Gdańsku (nie tylko zresztą tu, to zjawisko ogólniejsze). Spójrzcie proszę na Kampfbahn Niederstadt, znany dziś jako stadion żużlowy. Popatrzcie na dawnych zdjęciach na jego architekturę i  otoczenie, nie tylko przed wojną, ale i po, kiedy powstała tzw. brama maratońska. Następnie jedźcie tam i przeżyjcie szok. Sam stadion jeszcze niezmieniony, ale otoczenie? Giełda, Lidl, auto-handel i inne geszefty zajęły całe otoczenie stadionu.  Zaraz pewnie przyjdzie czas na stadion, bo nasze kochane “Wybrzeże” słabuje coraz bardziej. I znowu to pytanie: dlaczego? A Biskupia Góra z całym kompleksem sportowym, a Gymnastikhaus, czy rozebrana nie tak dawno hala targów (Messehalle)? Niektórzy fani zapewne nie bardzo wiedzą o czym piszę. Przypomnę, przypomnę, ale tymczasem wracam do stadionu Gedanii.
Mam wrażenie, że sprawa jest już przegrana. Można negocjować szczegóły przebudowy (procent infrastruktury sportowej do handlowej, czy mieszkaniowej), ale trudno będzie odwrócić zaniedbania dużo wcześniejsze. Walczyć jednak, a może inaczej, rozmawiać i wzywać do refleksji warto zawsze.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt związany z historią tego miejsca. Nie tak dawno zwrócił się do mnie IPN z zapytaniem o rzekomo złożone pod pomnikiem gedanistów, którzy stracili życie w wyniku II wojny światowej, urny z ich prochami. Nic nie wiem o ludzkich prochach, ale powinny tam znajdować się tam urny (pod
cokołem) złożone 17 września 1972 r.,zawierające ziemię z miejsc, w których ginęli Polacy z Wolnego Miasta Gdańska: Zaspy, Poczty Polskiej, Westerplatte, Stutthofu, Szymankowa i Piaśnicy. Została przywieziona przez motocyklistów w ramach specjalnie przeprowadzonej akcji. Pośrednio są to więc prochy ludzkie, które wymagają szacunku. Przez szacunek dla nich, jak też na umieszczającego je tam przedwojennego sportowca i powojennego prezesa, Wincentego Kurowskiego, należy je chronić, a więc na czas budowy wydobyć i gdzieś zdeponować, a później znaleźć im godne miejsce, ale na terenie przebudowanego już stadionu. Tyle można zrobić. Załączam wycinki z Dziennika Bałtyckiego dokumentującą tą uroczystość.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz