Trwa mundialowe szaleństwo i trudno pisać o czymkolwiek innym, niż piłka nożna. Kiedy zbliżają się wielkie imprezy, wydawnictwa zaczynają wypuszczać na rynek w zwiększonej ilości książki o tematyce sportowej. Nawiasem mówiąc, szkoda, że mało jest przy tym wznowień, bo naprawdę, jeżeli chodzi o literaturę sportową, to mamy się czym pochwalić.
W 2012 r., z okazji zbliżających się Mistrzostw Europy Wydawnictwo "Czarne" wydało wielce interesujący zbiór tekstów pod zbiorczym tytułem "Dryblując przez granicę. Polsko-ukraińskie Euro 2012" (red. M. Sznajderman, Serhij Żadan). Wśród tekstów znalazł się też i gdański pod tytułem "Pan Janek". Skoro autorem był Paweł Huelle, to musiał tam znaleźć się wątek przedwojenny. A skoro tak, to dotyczył oczywiście "Gedanii". Gdański pisarz wplótł go w tok opowiadania tytułowego Pana Janka, przedwojennego Polaka, mieszkającego w Wolnym Mieście Gdańsku, a po wojnie lewego obrońcy "Lechii". na zachętę do przeczytania całej książki fragment związany z tematyką tego bloga i oddający klimat czasów, które są aktualnie przedmiotem moich studiów:
"Byłem już pewien, że pan Janek - po czwartym kuflu piwa - zapali ostatniego papierosa, pójdzie do toalety i pożegna się ze mną. Ale nie. Wrócił z toalety, zamówił jeszcze jedno piwo i powiedział:
- A wiesz, jak to było z Żydami?
Zamarłem, nie mając pojęcia, o co mu chodzi.
A chodziło mu o mecz pomiędzy Gedanią a jakąś drużyną z Drohobycza. Gedania - jak już napisałem - to był polski klub sportowy na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Do roku 1933 działał swobodnie [...] Po roku 1933, kiedy naziści zaczęli przekonywać Niemców w Gdańsku, że niespełna dziesięcioprocentowa mniejszość polska w mieście stanowi śmiertelne zagrożenie dla Wielkiego Ducha Niemieckiego, ten zwyczajny klub sportowy Polaków zaczął mieć poważne kłopoty. Szykanowano jego działaczy, sportowców, a potem - w roku 1939, po wybuchu wojny - bardzo wielu jego członków rozstrzelano w Piaśnicy albo zamordowano w obozie koncentracyjnym Stutthof. Ale nie o tym chciał mówić pan Janek. Jego ojciec był działaczem sportowym i organizował ten mecz. Polaków z Gedanii i Żydów z Drohobycza. No cóż, wszystko mi się kojarzyło z Drohobyczem - winna jest tu biografia Brunona Schulza - ale nie drużyna piłkarska. Bardzo kiepska - jeżeli można tak delikatnie powiedzieć.
Przyjechali. Schupo gdańskie bardzo dokładnie sprawdzało ich paszporty - polskie - i bagaże. To był rok 1934. Trener drużyny żydowskiej Szlomo Minc został przetrzymany przez trzy godziny w urzędzie celnym, chociaż niczego nie przemycał. Wreszcie sierpniowym popołudniem zaczął się mecz. Gedania prowadziła do przerwy 3:2. Po przerwie Drohobycz wyrównał do trzech. Remis. Potem Gedania wbiła jeszcze jedną bramkę. czyli dla Polaków było cztery, dla Żydów trzy. Pod koniec meczu Drohobycz zdobył jednak gola i mecz zakończył się remisem 4:4. Pan Janek miał wtedy może pięć, może sześć lat i zapamiętał okrzyki z trybuny: "Goń Żyda! Wbij mu bramkę!" Ale jednak tę jego opowieść uznaję za niesamowitą. Polsko-żydowski mecz piłki nożnej w Wolnym Mieście Gdańsku, już niemal całkowicie opanowanym przez nazistów. No pewnie,że wtedy jeszcze nie mogli robić tego, co robili z Polakami i Żydami od września 1939 roku. Ale przed stadionem Gedanii stała bojówka aktywistów NSDAP z plakatem ŻYDZI I POLACY PRECZ Z GDAŃSKA!
Więc tak sobie o tym wszystkim myślę: stadion w dzielnicy Letniewo w Gdańsku już zbudowany, gotowy na przyjęcie zawodników Euro. Niemcy - jak zawsze - faworytami tych mistrzostw. Są przecież świetni, grają jak wirtuozi. Ale cieszę się z tej ogromnej różnicy: Niemcy nie są dla nas dzisiaj śmiertelnym zagrożeniem. To sportowi rywale - nikt więcej. A po mistrzostwa pójdę na grób pana Janka i opowiem mu o najbardziej ekscytujących momentach meczów. Niech sobie posłucha. Niech wie, co się dzieje w mieście i na murawie najpiękniejszego dzisiaj stadionu w Gdańsku. W jego Dancigu. W moim Gdańsku. Na lewym skrzydle obrony".
Choć jest w tekście gdańskiego pisarza nieco nieścisłości historycznych, to jest też w tej opowieści niezwykły klimat.Rozmowa autora z Panem Jankiem toczy się w irlandzkim Pubie na rogu Grunwaldzkiej i Jaśkowej Doliny. Też lubię to miejsce. Może kiedyś spotkamy się tam, aby porozmawiać o sporcie, dzisiejszym i dawnym, o ludziach, czasach i wartościach? Może spotkamy Pawła Huelle, a może Pana Janka? I będziemy sobie opowiadać i opowiadać ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz