niedziela, 15 czerwca 2014

Pani Budzia

"No i jak tam postępy w Pana pracy?" pyta mnie nieodmiennie na początku każdego spotkania. Niby grzecznościowo, ale tak naprawdę z dużym zaciekawieniem. Tak od dwóch miesięcy, kiedy dowiedziała się o powstającej książce. "Gdania (bo tak wymawia tą nazwę, podobnie, jak i inni przedwojenni, gdańscy Polacy) to było proszę Pana coś wspaniałego i zaszczytnego. BYliśmy z niej dumni. Pamiętam, jak ojciec zaprowadził mnie na przystań. Byłam dziewczyną usportowioną, biegałam, skakałam, grałam w siatkówkę. On postanowił mnie trochę wzmocnić ogólnorozwojowo, stąd wioślarstwo. W pierwszym okresie siedziałyśmy w takich drewnianych skrzyniach ucząc się wiosłowania i składania wioseł "na sucho" Pamiętam trenerkę o nazwisku chyba Zielińska".
Tą opowieść w różnych wersjach słyszałem kilka razy, ale wciąż słucham chętnie. Wychodzi bowiem z ust Gedanistki, członkini TAMTEGO, przedwojennego klubu. Niewielu już takich ludzi, oj niewielu. W ubiegłym roku odszedł piłkarz i powojenny działacz, Wincenty Kurowski (rocznik 1914). Nie zdążyłem z nim porozmawiać, musiał wystarczyć kontakt pośredni, przez rodzinę. A pytań jest tak wiele ...
Kiedy siedzimy u Pani Budzi opowieść płynie. O ojcu, o wuju, Antonim Leszczyńskim, także Gedaniście i niezłomnym Polaku.  O Stanisławie Walasiewicz, z którą młoda Pani Budzia miała okazję zmierzyć się w pokazowym biegu na stadionie przy Heeresanger (dzisiejszy obiekt przy ul. Kościuszki).
Historia życia starszej Pani jest przebogata i pełna dramatycznych zwrotów. Historia przed- i powojenna została po wielokroć opisana, a także sfilmowana. Najlepiej w książce Dietera Schenka "Jak pogoniłam Hitlera" (nie mogę nie pochwalić się egzemplarzem z osobistą dedykacją).



Powojenne dopiero czekają na kogoś, kto je spisze, utrwali. Znam je z opowiadań i mogę zapewnić, że są równie fascynujące.
Pomyślałem sobie, że Pani Budzia nie była jeszcze przedstawiana jako Gedanistka. A przecież K.S. "Gedania" to nie tylko tak znane postaci, jak Zygmunt Chychła, ale także rzesza młodzieży, którzy w polskim klubie znajdowali możliwość treningu i rywalizacji oraz oazę polskości, tak ważną w Wolnym Mieście Gdańsku. A pamiętać trzeba, że "Gedania" należała do najliczniejszych gdańskich klubów sportowych i jej historia składa się z setek takich właśnie życiorysów, jak ten Pani Budzi, gdzie sport był tylko cząstką dorobku życiowego. Ale był ...  i warto o tym pamiętać.
Pani Budzimira Wojtalewicz-Winke kończy jutro 90 lat!!! Dużo zdrowia i wielu opowieści Pani Budziu.

2 komentarze:

  1. Pusty pokój. W nim tylko mały 14'' telewizor. Przypadkowo obejrzany dokument o Pani Budzimirze. Któż wiedział gdzie zaprowadzi ten prawie samotny seans. Spotkania, 90 urodziny, książka, nowe historie i fascynacje. Jakże wiele zależy od przypadku. Cieszy mnie to jednak wszystko i z niecierpliwością śledzę i oczekuję kolejnych opowieści:-)
    MS

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja filmu wciąż nie widziałem :)

    OdpowiedzUsuń